6.3.12

zaspa















Kilka fotografii z nieukończonej serii o gdańskiej Zaspie. Długo szukałem sposobu na przedstawienie pozostałości po lotnisku, które funkcjonowało na tym obszarze do 1974 roku, blokowiska, wiaduktu, całej tej ogromnej, pustej przestrzeni. Dopiero prezent w postaci siatki przeterminowanych klisz (dzięki Maurycy!) naprowadził mnie na właściwy trop.

Czarno na czarnym. Ponuro, ale jednocześnie w pewien sposób czysto, bezczasowo. Nie widać billboardów, nowoczesnych samochodów. Równie dobrze te zdjęcia mogłyby powstać w latach 80.

W dzieciństwie pas startowy na Zaspie był dla mnie naprawdę enigmatycznym miejscem. Słyszało się całe mnóstwo legend o podziemnych przejściach, bunkrach, znalezionej broni z okresu II Wojny Światowej. Sam nie załapałem się na tego typu atrakcje – większość tuneli i bunkrów została zasypana lub zalana wodą jeszcze przed moimi urodzinami.

Niemniej to betonowe pole zawsze mnie fascynowało. Fakt, że wychowałem się na dużym blokowisku przeciętym pasem startowym zdecydowanie wpłynął na moje poczucie estetyki (do tej pory mam słabość do brutalizmu w architekturze, uwielbiam połączenie stali z betonem, lubię architekturę socjalizmu itd.) Nigdy natomiast nie byłem fanem formalizmu w fotografii, ale ta seria to dla mnie coś więcej niż podziwianie rys i pęknięć układających się w różne wzory na betonie, właśnie ze względu na wszystkie wspomniane historie i mój związek z tym miejscem. Fascynujący dla mnie też jest sposób, w jaki roślinność powoli podporządkowuje sobie niektóre obszary byłego lotniska - betonowe płyty porastają mchem, rozrastają się skupiska gęstych krzaków.

Zaspa postrzegana jest najczęściej przez pryzmat Wałęsy, który tu mieszkał i Jan Pawła II, który w latach 80 odprawił mszę na pasie startowym (ja dodałbym jeszcze Hitlera - kiedyś trafiłem na jego zdjęcie, które rozpaliło moją wyobraźnię. Hitler przechadzał się na nim koło hangaru, który jeszcze kilka lat temu stał przed moim blokiem). W mojej pamięci Wałęsa i JP II przegrywają jednak z automatami do gier video z wesołego miasteczka, które co roku  rozbijało się na pasie startowym, zawodami spadochroniarzy, latawcami, a później z panem Henrykiem, który handlował komiksami w jednej z budek na zaspiańskim ryneczku i jazdą na deskorolce na wiadukcie (był tam najlepszy asfalt w okolicy). Nic chyba zatem dziwnego, że ta czarno-czarna seria nie jest dla mnie ani odrobinę przygnębiająca. Jest raczej jak mgliste wspomnienie dzieciństwa.

Fotografie powstały w okresie od listopada 2009 do sierpnia 2010 roku. Użyłem przeterminowanych klisz fomapan t 800. Najlepiej oglądać na czarnym tle (wystarczy kliknąć na foto).

1 komentarz:

  1. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń