Warszawa - Żytomierz – Kijów – Czarnobyl – Prypeć - Pierwomajsk
Pierwszy raz w swoim dorosłym życiu
wybrałem się na wycieczkę organizowaną przez biuro podróży. Po przeczytaniu
kilku książek o Czarnobylu, obejrzeniu kilku dokumentów i dziesiątek
fotorelacji, postanowiłem udać się do Strefy aby zobaczyć ją na własne oczy.
Oczywiście zabrałem ze sobą aparat i obiecałem sobie zrobić zdjęcia nieco
chociaż odbiegające od schematu: porzucone lalki, niszczejące książki, maski
gazowe, dozymetry przykładane przez turystów gdzie się da, żeby stwierdzić „Yep.
Jest promieniowanie”.
Nie udało mi się. Prypeć pochłonęła mnie bez
reszty, fotografowałem na autopilocie ze szczęką opuszczoną z wrażenia. Postapokaliptyczny
klimat tego miejsca jest nie do opisania i na pewno nie do ogarnięcia podczas
jednej wyprawy.
Warszawa
Muzeum kosmonautyki w Żytomierzu. Niezbyt duże, eksponaty po
części oryginalne, po części repliki. Mimo wszystko warto zajrzeć.
Pomnik Lenina w Żytomierzu
Hotel Tourist w Kijowie
Nocne widoki z hotelu Tourist w Kijowie.
Droga do strefy czarnobylskiej.
Strzeż się czarnej wołgi! (strefa czarnobylska).
Wioska Zalesie – Dom Kultury
Wioska Zalesie – przedszkole
Vasilena, nasza ukraińska przewodniczka, pokazuje foto słynnego bloku czwartego reaktora zrobione jeszcze przed katastrofą.
Czwarty
reaktor.
Prypeć.
Most
śmierci. Tędy przebiegała ewakuacja niemal 50 000 mieszkańców Prypeci.
Hotel w centrum Prypeci kiedyś i dziś.
Centrum Prypeci.
Portrety
przywódców przygotowane na pochód pierwszomajowy, podobno nigdy nie użyte
(katastrofa wydarzyła się 26 kwietnia).
Diabelski młyn i reszta wesołego miasteczka nie doczekała się swojego otwarcia planowanego na 1 maja 1986 roku.
kiedyś/teraz
Literka „M”, która odpadła z napisu „urząd miasta” w centrum
Prypeci.
Urząd miasta.
natura wróciła do miasta
Drugiego dnia zwiedzania Prypeci przyłączył się do nas Gerd
Ludwig – niemiecki fotograf od lat dokumentujący strefę (dla National
Geographic i na własne konto) oraz jego asystent Maxim.
Gerd pracuje nad kolejną publikacją na temat
Czarnobyla – „The Long Shadow of Chernobyl”. Do ukończenia został mu ostatni
rozdział o turystach odwiedzających strefę. Tak więc on fotografował nas, a ja
jego.
Budynek
jednej ze szkół zawalił się ostatniej zimy. Stalkerzy i złomiarze wynieśli z
Prypeci co tylko się da, teraz natura kończy dzieła zniszczenia.
Szkoła.
Jeden z lepiej zachowanych budynków.
Kawiarnia „Prypeć” kiedyś i teraz.
Kino „Prometeusz”
Ornamenty na budynku szkoły muzycznej.
Szkoła muzyczna, sala koncertowa.
Miejski stadion.
To kiedyś musiała być ruchliwa ulica.
Budynek basenu. Wskazówki zegara wskazują godzinę katastrofy – przykład ingerencji turystów.
Sala gimnastyczna sąsiadująca z basenem.
Basen
Po zrobieniu tego zdjęcia zostałem zaatakowany przez rój
rozwścieczonych os, z których jedna użądliła mnie w kark. Teraz czekam na
ujawnienie się moich super mocy.
Kolejna szkoła
Same
trójki i czwórki. Klasa średniaków.
Kolejny przykład ingerencji turystów. Maski gazowe
przeznaczone m.in. do ćwiczeń BHP składowane były w zamkniętym pomieszczeniu.
Teraz rozsypane na korytarzu szkoły potęgują postapokaliptyczne wrażenie.
girls!
Jedna
z głównych ulic Prypeci przed katastrofą
i teraz, z tego samego punktu widzenia
budynek
widoczny również na poprzedniej fotografii sprzed lat
Dwa
największe wieżowce w Prypeci (16
pięter) nazywają się kolejno Fujiyama i Fujiyama Bis. My wdrapaliśmy się na ten
drugi.
A oto pierwsza Fujiyama.
Prypeć z oddali wygląda jak zwykłe blokowisko.
Najlepsze miejsce na foteczki.
Gerd Ludwig miał szczęście odwiedzić Prypeć jeszcze w
czasach, kiedy miasto wyglądało na ledwo co opuszczone. Chętnie i dużo o tym
opowiada. Mi opowiedział o samochodach pozostawionych przez ewakuowanych
mieszkańców. Zostały one tak napromieniowane, że absolutnie nie nadawały się do
użytku, a wręcz stanowiły zagrożenie dla ludzi. Ówczesne władze postanowiły
więc je zakopać. Po jakimś czasie do miasta wracali mieszkańcy, szabrownicy,
stalkerzy. Większość samochodów została wykopana, a ich napromieniowane części sprzedane
na giełdach w Kijowie. Jest to jeden z niezliczonych przykładów działania,
przez które tak trudno do tej pory oszacować skalę katastrofy czarnobylskiej.
Takie
tam z dozymetrem.
Pan
Ludwig przy pracy.
16 piętro Fujiyamy bis. Te zwłoki psa leżą tu od dawna. W internecie
można znaleźć zdjęcia tej psiny sprzed 2 lat – wyglądała identycznie, jak
teraz.
Vasilena
Fujiyama Bis
Drugi, mniej znany znak „Prypeć”.
Czarnobylski sklepik. Ceny wyższe niż w Kijowie, głównie alkohol, artykuły spożywcze i brzydkie pamiątki dla turystów (kupiłem sobie koszulkę i breloczek!)
Punkt kontrolny na wyjeździe ze strefy. Tutaj sprawdza się, czy nie dostałeś zbyt dużej dawki promieniowania.
A to już baza rakiet atomowych w Pierwomajsku. Jedyne tego typu muzeum na świecie (ponoć jest jeszcze jedno w Arizonie, ale tam w większości stoją repliki rakiet). Fototapeta, rośliny doniczkowe i film dokumentalny na którym rosyjscy generałowie testują rakiety atomowe w rytm muzyki Tangerine Dream.
Rakieta balistyczna „SATAN” miała siłę rażenia większą 500
krotnie od bomby zrzuconej na Hiroszimę. Teraz mieszkają w niej wróbelki.
Pojazdy
do transportu rakiet.
Silos dowodzenia – ekspozycja muzeum.
Za tymi drzwiami znajduje się winda, którą się zjeżdża kilkadziesiąt metrów pod ziemię do centrum dowodzenia i odpalania rakiet atomowych.
Centrum dowodzenia pod ziemią. To tutaj był prawdziwy guzik atomowy, którym straszono podczas zimnej wojny.
Pan przewodnik pozwolił mi i koledze zbombardować Stany Zjednoczone. Na trzy-cztery musieliśmy równocześnie wcisnąć odpowiednie guziki. Zapaliło się mnóstwo lampek kontrolnych i pan przewodnik poinformował nas, że za niecałe 20 minut USA przestanie istnieć. Wow.
Powrót do Polski, jeden z ostatnich postojów przed granicą.
Ostatnie zakupy na Ukrainie.
Postój Polskiego Busa w Ostródzie. Jeszcze 2,5 godzinki i
będę w domu.
PS. Kolory polaroidów (również w poprzednim poście) są bardziej niż przekłamane. Nie wiem dlaczego i nie zamierzam szarpać się z blogspotem.